Bagna są Dobre

W dobie coraz częstszych, dramatycznych powodzi i licznych podtopień, często przeplatanych bardzo dotkliwymi w skutkach suszami, powinniśmy wreszcie uświadomić sobie jak działają bagna.

 
Torf i bagienna roślinność mają tutaj kluczowe znaczenie. A wszystko przez ich niezwykłą i wielce dobroczynną właściwość – zdolność magazynowania (nadmiaru) wody.
Naturalnie, w Przyrodzie wszystkie substancje są w ciągłym ruchu – zatem woda, która została zmagazynowana przez torfowisko w czasie gdy było jej za dużo i groziła nam powódź, zostanie „wypuszczona” gdy w otoczeniu będzie jej brakować i zagrażać nam będzie susza. W każdym razie tak to działało do czasów gdy nie osuszyliśmy naszym bagien.
 
Taki niezawodny system działa i dziś w miejscach, gdzie są jeszcze bagna. Możemy to też obserwować w mikroskali chociażby na przykładzie małego stawu czy oczka wodnego na naszym polu lub w parku. W każdym razie, zdolności retencyjne naszych nielicznych, pozostałych mokradeł są tak wielkie, że gdybyśmy uwolnili zgromadzoną w nich wodę, na całym obszarze Polski powstałoby rozlewisko o głębokości 11 cm.
 
Tak duża ilość wody w torfowiskach pochodzi głownie z opadów. Przyjmuje się, że torfowisko jest w stanie zmagazynować ok. 1/3 rocznych opadów. I tylko 5% magazynowanej wody bierze udział w dalszym jej obiegu, czyli płynie ku rzekom lub paruje. Pozostałe 95 procent mocno wiąże się z torfem. Te liczby zaczynają działać na wyobraźnię gdy pomnożymy je przez powierzchnię bagien. I tak na przykład w Dolinie Biebrzy jest ok. 82 tys. hektarów torfowisk. Zakładając iż w latach mokrych średnia suma opadów wynosi tu 650 mm to wędrując przez Bagna Biebrzańskie stąpamy po 177,5 mln m3 wody. A to więcej niż pojemność Jeziora Goczałkowickiego, piątego największego zbiornika retencyjnego w Polsce.
 
Jednak nie ilość gromadzonej wody, ale czas i sposób jej uwalniania jest największym atutem torfu. Najintensywniejszy odpływ wody z bagien następuje nie po wiosennych wezbraniach ale dopiero latem i jesienią. To stopniowe uwalnianie wody zapewnia zrównoważone i długotrwałe nawadnianie okolicy. Proces ten skutecznie chroni z jednej strony przed suszą z drugiej zaś przed powodzią. Bo trzeba wiedzieć, iż nie intensywność deszczy lecz brak naturalnej retencji prowadzi bezpośrednio do powodzi. Otóż bez możliwości retencji, szybki spływ wody deszczowej do rzek i strumieni powoduje szybką kumulację wody w niższych odcinakach, gwałtowne wezbrania i w konsekwencji niszczycielskie powodzie.
 
Z wolna zaczynamy dostrzegać walory bagien i torfowisk. Mimo to, co roku ze zniszczonych mokradeł ubywa 159 mln m3 wody, to dwa razy więcej niż gromadzi zalew Siemianowski. To ogromne marnotrawstwo w kraju, w którym mimo licznych powodzi coraz częściej mówi się o  niedostatku wody.
Warto zastanowić się, co bardziej się opłaca: ochrona już istniejących naturalnych zbiorników retencyjnych, czy budowa nowych, sztucznych ich odpowiedników. Najczęściej zresztą w miejscach, gdzie te naturalne kiedyś istniały – w postaci bagien oczywiście. 
 
Gdyby tylko Wisła, Odra, czy inne rzeki miały miejsce, gdzie mogłyby magazynować okresowy nadmiar swoich wielkich wód, uniknęlibyśmy wielu nieszczęść jakie niosą za sobą powodzie. Tym samym poprawilibyśmy mikroklimat, zapewnilibyśmy odpowiednią wilgotność gruntów na naszych polach, o innych ekousługach jakie zapewniają mokradła nawet nie wspominając. 
 
Tym bardziej dziwi fakt, że wciąż osuszamy kolejne torfowiska, prostujemy i betonujemy rzeki. Tymczasem zagrożenie powodziowe wciąż rośnie, zaś skutki kolejnych powodzi szokują zarówno z punktu widzenia strat ekonomicznych, jak i rozmiarem tragedii społecznej i moralnej.